czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział IV - Dziedzictwo

- Hermiono? - wydusił z siebie Harry, gdy już wystarczająco się zaczerwieniłam, żeby zobaczyli mnie z kosmosu.
- Ja... Przepraszam - powiedziałam po chwili, zupełnie się nie ruszając. - Nie chciałam, żebyśmy mieli kłopoty.
- Myślisz, że by się poskarżył swojemu ojcu? - dodał Ron. - A nawet jeśli, boisz się go?
- Tak - Nie wiedziałam nawet co mówię. Wprawdzie nigdy nie bałam się Malfoyów, mogłam powiedzieć, że to nie ja go uwolniłam, tylko jakaś niewidzialna siła...
- To chyba czas wrócić do dalszych poszukiwań - Harry sprawiał wrażenie, jakby nic się przedtem nie stało. - Czas wracać.
- Nie zostawiajmy tego. - Moje nogi już uginały się pod moim ciężarem, dlatego wypowiedzenie tych słów sprawiło, że lekko się skrzywiłam. - To moja wina i ja dowiem się, co knuje Malfoy.
Nie odpowiedzieli. W ciszy ruszyliśmy w stronę zamku. Nie wiedziałam, która była godzina, ale doskonale byłąm świadoma, że wyjście do Hogsmeade nam przepadło.
Ciszę przerwał nam jeden z najgorszych głosów, jakie słyszałam w życiu:
- A co wy tu robicie? - Severus Snape nagle wyłonił się zza krzaków, trzymając dziwne zarośla w lewej ręce. Gdy zorientował się, że się temu przyglądam, w mgnieniu oka schował rośliny do kieszeni i wskazał na nas różdżką. - Sześć lat jesteście w Hogwarcie i dalej nie wiecie, że wejście do Zakazanego Lasu jest zabronione? Minus trzydzieści punktów dla Gryffindoru, na dodatek macie zakaz na wyjście do Hogsmeade i zapraszam dziś wieczorem do mojego gabinetu. - Gdy spostrzegł, że nic nie odpowiadamy, w końcu krzyknął - Jeszcze wam mało?
Nie odpowiadając ruszyliśmy przed siebie. Czuliśmy na sobie wzrok Snape'a, a gdy wynurzyliśmy się z Lasu, profesor zniknął wśród drzew.
- Nieźle, stracić punkty w pierwszy tydzień szkoły - powiedział po chwili Ron, ale nie usłyszał od nas odpowiedzi.
Przystanęłam przy jeziorku na błoniach, a gdy chłopcy popatrzyli na mnie pytająco, ja oznajmiłam im, że do nich dołączę.
Skłamałam. Miałam zamiar siedzieć tam aż do wieczora.
To było takie dziwne, jak wpatrywałam się w gładką taflę jeziora, zupełnie nie koncentrując się na moich myślach.
Nagle po mojej prawej dosiadła się Ginny, która promieniowała radością.
- Chodzę z Deanem Thomasem - Bardzo bawiło mnie słowo "chodzę" jako forma związku, ale w ustach Ginny zawsze brzmiało to szczerze. - Chyba mu się podobam.
- Bardzo się cieszę, Ginny - Poklepałam ją po ramieniu, a ona, widząc mój smutny uśmiech, od razu zaczęła wypytywać.
- Coś się stało?
- Lepsze byłoby pytanie, co się nie stało.
Opowiedziałam po kolei, co stało się w przeciągu ostatniej godziny.
- Harry powinien coś zrobić z tym podręcznikiem - Ruda zamrugała, jakby próbowała normalnie wypowiedzieć jego imię. - To się staje niebezpieczne.
- Też tak sądzę, ale on nie daje za wygraną. Zobaczysz, niedługo coś złego się stanie przez tą książkę...

Gdy po pewnym czasie wróciłyśmy do Zamku, zaczynała się wieczorna uczta. Gdy weszłam do Sali, spostrzegłam Malfoya, który tego wieczoru był wyjątkowo spokojny. Siedział odosobniony od innych i znów nad czymś rozmyślał.
Ginny dosiadła się do Deana, a ja niepewnie usiadłam obok Harry'ego.
- We wtorek mecz qudditcha - odezwał się Ron, w ogóle na mnie nie patrząc. - My przeciw Puchonom.
- Na pewno przyjdę - powiedziałam zbyt szybko, co zabrzmiało za sztucznie. Harry tylko posłał mi krótki uśmiech, a ja dostrzegłam, że czyta Książkę Księcia.
- Harry, proszę cię, zostaw to.
- Nie mogę. Odstawię, jak dorwę Malfoya.'

Tego wieczoru nic nie mogłam przełknąć. Gdy skończyła się kolacja, podszedł do mnie profesor Slughorn.
- Ach, dobry wieczór panno Granger! Chciałbym pannę zaprosić wraz z panem Potterem na spotkanie, jutro o siódmej wieczorem w mojej klasie.
- Z chęcią przyjdziemy, panie profesorze. - Mój głos co chwilę się łamał, lecz on na szczęście tego nie zauważył.
- Organizuje te spotkania od mojej pierwszej lekcji w tej szkole! - Slughorn promieniował radością, a ja, dziwnie, mu zazdrościłam. - Miłego wieczoru, panno Granger.
- Nawzajem, panie profesorze.
Następnie prawie podskoczyłam, gdy przypomniałam sobie o szlabanie u Snape'a. Na szczęście nie spędziłam tam wiele czasu i spokojnie mogłam zająć się swoimi sprawami.

~*~

Za oknem pojawił się już księżyc. Siedziałam przy jednym stole w bibliotece, przekładając kartki, szukając jakiś haseł dotyczących Księcia Półkrwi. Po tym, jak kompletnie nic nie znalazłam, zadałam sobie sama pytanie: Kto na brodę Merlina sam siebie tak nazwał? 
Wróciłam do dormitorium z egzemplarzem, którego jeszcze nie sprawdzałam. Książka nazywała się "Królestwa magicznego Świata". Doszłam do wniosku, że mogę tam znaleźć parę przydatnych informacji.
Przysiadłam obok Harry'ego, który zapatrzył się w Mapę Huncwotów, a Ron bazgrał coś na pergaminie, robiąc miny w stylu "Jestem beznadziejny".
- Może ci pomóc Ron? - zapytałam, gdy temu na pergaminie zrobił się kleks.
- Jestem w tym beznadziejny. - rzekł zrezygnowany, rzucając pergamin na wyblakły dywan.
- Wcale nie jesteś. - Zobaczyłam, co Ron chce napisać. - Ale to powtórzenie z piątej klasy, nie pamiętasz właściwości wnykopieńków? 
- Nie wiem nawet co to jest. - Poczułam, że myślami jest zupełnie gdzie indziej i nie zależy mu na wypracowaniu.
- Ron! Wnykopieńki! Z nich wydobywa się strączki, nie pamiętasz? Dodaje je się do eliksirów.
- To teraz rozwiń to na dwa pergaminy.
- Musisz bardziej przykładać się do zadań domowych - powiedziałam, wstając i podając mu pióro. - W następnej klasie są egzaminy, tego nie można odpuścić.
- A może ja nie chcę zdawać Owutemów?
- A jak chcesz zostać aurorem?
Nie chciałam się z nim kłócić. Ale tego wieczoru czułam się okropnie, jakby ktoś cały czas na mnie krzyczał. 
- Skończmy tą rozmowę, proszę - powiedziałam po chwili, czując, że się gotuję. - Pójdę już spać.

Opadłam na łóżko, zanurzając głowę w zimnej poduszce i na moment zapominając o wszystkich problemach. Nie płakałam, bo nie miałam łez. Dlatego parę razy ciężko westchnęłam, ale nagle usłyszałam głos dobiegający z mojej prawej strony.
- Co cię łączy z Ronem? - Lavender stała tuż przy moim łóżku, a jej policzki przybrały kolor jej czerwonego swetra.
- Słucham? - zapytałam nieprzytomnie, pocierając twarz. 
- No powiedz, co cię z nim łączy? 
- Przyjaźnimy się, od zawsze - powiedziałam, jak gdyby nigdy nic. - Dlaczego pytasz?
- Nie sądzę, żeby to była przyjaźń. 
- A co ci do tego? Jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało. - Lavender prychnęła i skierowała się do łazienki, a ja znów opadłam na poduszkę i zamykając oczy, w mgnieniu oka pogrążyłam się w głębokim śnie.

Obudziło mnie głośne trzaśnięcie drzwiami. Zerwałam się jak opętana z łóżka, chwytając różdżkę. 
- Oj, przepraszam. - zakpiła Lavender, która stała przy drzwiach od dormitorium.
- O co ci chodzi? - zapytałam szczerze, opuszczając różdżkę.
Nie odpowiedziała, tylko opuściła pokój.
Przypomniałam sobie, że minionego wieczoru ledwo zerknęłam do książki z biblioteki. Otworzyłam ją na trzeciej stronie, wodząc palcem po spisie treści. Okazało się to bez sensu, gdyż każdy rozdział mówił o tym samym. Dlatego zaczynając czytać od początku aż do środka księgi, nic nie wyczytałam o Księciu Półkrwi. Poczułam się zirytowana - dlaczego ten Książę musiał być aż tak anonimowy?
Nie poddając się, zaczęłam nowy rozdział: Królowie i Królowe czterech domów.
Rozdział mówił o tym, że bardzo dawno temu, do czterech domów w Hogwarcie należeli bardzo sławni ludzie. Lecz przeczytałam coś, przez co prawie zakrztusiłam się własną śliną:
Tak zwany Augustus Dagworth-Granger, brat założyciela Nadzwyczajnego Towarzystwa Eliksirowarów, razem z Hektorem, byli jedynymi czarodziejami w rodzinie. Oboje uczęszczali do Ravenclawu, oraz oboje mieli wielkie zdolności w dziedzinie eliksirów. Augustus po Hogwarcie przez zaledwie rok był królem jednego z państw, lecz szybko zmarł, przez złe dodane składniki do eliksiru. Nie jest on sławny we współczesnych czasach, ze względu na jego krótką władzę.
"To na pewno nie moja rodzina" - powiedziałam do siebie, chociaż w duchu czułam, że to kłamstwo. Czy to prawda, że w mojej rodzinie byli czarodzieje?
I dlaczego Ravenclaw?


Cały dzień spędziłam z Ginny, rozmyślając nad tym, co przeczytałam minionego ranka; nie mówiłam nikomu o tym, bo nie wiedziałam do końca, czy to prawda. Ale w sumie, jak miałam się tego dowiedzieć?
- Slughorn też mnie zaprosił - Ruda była widocznie zafascynowana spotkaniem Klubu Ślimaków.
- Ciekawe co się na tych spotkaniach robi - powiedziałam, co było dość nieprzemyślane.
- No jak, co się robi, Hermiono? - Ginny zaśmiała się, przechylając głowę w tył. - Na pewno będziemy gadać o szkole.
Razem wybrałyśmy się do lochów, gdzie miało odbyć się spotkanie. Ginny ubrała się w piękną sukienkę, a ja, nie wiedząc, że trzeba ubrać się dostojnie, wybrałam szkolną szatę.
- Przynajmniej będę się wyróżniała - mówiłam do siebie.

Siedząc przy okrągłym stole, tuż obok Harry'ego i Ginny, czułam się niezręcznie. Zaproszony przez Slughorna McLaggen nie spuszczał ze mnie wzroku.
- A czym zajmują się twoi rodzice, panno Granger? Są mugolami, prawda? - Na głos mojego nazwiska lekko drgnęłam, ale niezauważalnie.
- Tak. Są dentystami - gdy zobaczyłam pytający wzrok każdego, oprócz Harry'ego, szybko powiedziałam - leczą zęby ludziom.

Resztę kolacji spędziliśmy na szerokich uśmiechach. Bardzo polubiłam Klub Ślimaka - każdy miał odmienną historię, którą powoli poznawałam.
Chcąc, czy nie chcąc, akapit z podręcznika o Augustusie i Hektorze nie dawał mi spokoju. W mojej głowie pojawiło się już milion scenariuszy - dobrych i złych. Czy to wszystko trzymało się kupy?

Niestety w poniedziałek rano okropnie się poczułam. Miałam wrażenie, że ktoś ściska mi głowę i brzuch. Ledwo wstałam z łóżka, ale musiałam iść na zajęcia.  Przez cały czas Ron chodził nadąsany. Towarzyszyłam im w ostatni trening przed meczem. Siedząc na trybunach zauważyłam, jak Rudy przybrał kolor skóry swoich włosów, a Harry coś do niego mówi, jakby go uspokajał.
Gdy zeszłam z trybun, żeby dołączyć do dziwnej konwersacji, Ron prawie krzyknął:
- Rezygnuję. Jestem do niczego.
- Nie jesteś do niczego i nie rezygnujesz! - krzyknął Harry, łapiąc go z przodu za szatę. - Możesz obronić każdy strzał, jak jesteś w dobrej formie, masz tylko problemy z głową!
- Uważasz mnie za czubka?
- Może i tak!
Ta kłótnia chyba trwała wieczność, dopóki prawie siłą ich nie rozdzieliłam, mówiąc:
- Przestańcie w końcu. - Ron tylko pokręcił głową.
- Wiem, że jest już a późno na znalezienie nowego obrońcy, więc jutro zagram, ale jeśli przegramy, na pewno przegramy, odchodzę z drużyny.
- Chcesz się tak łatwo poddać? - zapytałam, podchodząc do niego bliżej. - Ron, jesteś dobry, musisz tylko uwierzyć w siebie!
- Jakoś ta wiara mi nie pomaga, Hermiono.

Wieczorem przeglądałam jeszcze podręcznik, w którym dowiedziałam się o Ravenclawie. Przed incydent na boisku kompletnie nie myślałam o tym, jak paskudnie się czułam, oraz właśnie o książce. Miałam znaleźć jedynie informacje na temat Księcia Półkrwi, a znalazłam coś gorszego.
Przez całą noc nie mogłam spać - wpatrywałam się w okno, w które deszcz wystukiwał różne melodie. Nim zamknęłam oczy, Słońce już wyłaniało się zza gór, dlatego szybko wstałam, żeby przeglądnąć tematy dzisiejszych zajęć. Gdy nadszedł czas śniadania, zeszłam, czując się jak zombi, które niedawno opuściło swój grób.

Chłopcy już siedzieli przy stole Gryfonów, gotowi na mecz. Trudno było nie zauważyć grymasu na twarzy Rona, który jadł, a raczej, skubał poranny posiłek.
- Cześć - powiedziałam zmęczona, dosiadając się obok Rona. - Muszę was przeprosić za...
- Zapomnijmy o sprawie z Malfoyem - przerwał mi Harry, znów przeglądając Eliksiry dla Zaawansowanych.
- Nie chodziło...
- Wiem, że nie chciałaś.
- Harry, daj mi dokończyć! - krzyknęłam, przez co Ron zakrztusił się grzankami. - Przepraszam. Chodzi mi o to, że nie mogę dziś przyjść na wasz mecz. Jestem potwornie wyczerpana, ledwo wstałam z łóżka.
- Nie szkodzi - odezwał się Ron. - Przynajmniej nie będziesz oglądała naszej porażki.
- Głowa do góry, Ron! - Obok nas przeszła Lavender, widocznie podekscytowana. - Na pewno będziesz świetny!
- Może się czegoś napijesz? - Harry podsunął Ronowi kielich z dziwnie wyglądającym płynem.
- Wszystko jedno. - Ron już podnosił puchar, ale szybko go opuścił, gdy się odezwałam.
- Ron, nie pij tego!
- Dlaczego?
Zwróciłam się do Harry'ego, który miał zbyt bardzo zmieszaną minę.
- Co mu tam wlałeś?
- Co?!
- Widziałam, jak dolałeś coś do jego szklanki. I nawet coś tam trzymasz! - Harry szybko wsunął flakonik do kieszeni myśląc, że tego nie widzę. - Ron, proszę ciebie, nie pij tego.
Widocznie nie potrzebnie to mówiłam, gdyż podniósł puchar i jednym łykiem go wypił.
- Harry, to nielegalne! Powinieneś przez to wylecieć.
- I kto to mówi? - szepnął. - Kogo ostatnio skonfundowałaś? 
Chcąc czy nie chcąc, prychnęłam i opuściłam Wielką Salę.
Już byłam przy portrecie Grubej Damy, ale ktoś za mną krzyknął:
- Hermiona!
- Neville? A ty nie idziesz na mecz? - zapytałam, gdy ten okropnie dyszał, widocznie biegł.
- Harry prosił, żebym ci to dał - wręczył mi dobrze znany mi kawałek pergaminu. - Właśnie idą na mecz, ja też, ale doszedłem do wniosku, że cię dogonię.
- Dziękuję.
I przeszłam przez dziurę w portrecie.
Pokój Gryfonów był tak cichy, że aż w uszach mi piszczało. Zajęłam miejsce przy kominku, stukając w pergamin Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. Przed moimi oczami na pergaminie zaczęły rysować się przeróżne kształty - pokoje, klasy i pomieszczenia. Przy wyjściu z zamku roiło się od napisów, które przedstawiały imiona i nazwiska. Spostrzegłam, że Ron jako pierwszy z Harrym zmierzali na boisko, przez co skrzywiłam się, myśląc, co on wypił.
W sumie nie wiedziałam, po co Harry przekazał mi Mapę Huncwotów. Gdy rozwinęłam ją bardziej, na małej kartce widniało jego pismo: "Proszę, popatrz czasami na Malfoya".
Odruchowo sprawdziłam lochy, ale tam nikogo nie było. Palcem wodziłam każde możliwe miejsce, gdzie Ślizgon mógłby być, ale nic nie przychodziło mi na myśl. Prawie podskoczyłam, gdy zobaczyłam jego imię na siódmym piętrze. Malfoy chodził w te i we wte, jakby nad czymś myślał. W mgnieniu oka zniknął, a ja zerwałam się na równe nogi, szepcząc: "Pokój Życzeń".

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Bardzo się cieszę, że się nie poddajesz i piszesz dalej :)
    Czekam na ciąg dalszy ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przerywać w takim momencie to zbrodnia, opowiadanie bardzo ciekawe, na pewno będę czytać, nie ma błędów, pomysł jest dobry, aż chce się wejść i zobaczyć czy coś dodałaś, zapraszam również na mojego nowego bloga, prolog juz jest, rozdział będzie dzisiaj dramione-sila-przeznaczenia.blogspot.com proszę o komentarze, a na pewno się odwdzieczę
    Pozdrawiam Vanillia :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, że wprowadziłaś nowy wątek. Coś mi się zdaję, że jednak Hermiona jest spokrewniona z nimi. Zawsze mnie irytowało to użalanie się Rona i jak widzę u ciebie to się raczej nie zmieni. No proszę! Panna Granger szpieguje Dracona? Mam tylko nadzieję, że jej nic nie zrobi jak ją przyłapię.
    P.S. Lavender to idiotka ;/
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz!