wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział II - Eliksiry

 Obudziły mnie poranne promienie Słońca. Nie wiedząc, która dokładnie jest godzina, energicznie wstałam z łóżka i modląc się, żeby nie obudzić moich współlokatorek ubrałam szaty i opuściłam dormitorium.
Przysiadłam na kanapie obok kominka rozmyślając o wydarzeniach minionego wieczoru. Obmyśliłam parę planów, jak bardziej dotrę do Harry'ego. Ale po pewnym czasie puknęłam się w czoło, szepcąc do siebie: "Jak mogłaś się zgodzić?".
W Pokoju Wspólnym zaczęło się zbierać coraz więcej osób, a ja dalej pustym wzrokiem oglądałam dywan, jednocześnie rozmyślając o Dumbledore'u. Cała ta sytuacja wystarczająco mnie przygnębiła - zapomniałam swojej książki z dormitorium.
Wstałam i skierowałam się do jednego ucznia z drugiej klasy, który wraz z kolegą bawił się jednym z gadżetów Weasleyów. Skonfiskowałam jak najszybciej tą zabawkę, po czym kamiennymi schodami wspięłam się do własnego dormitorium. Prawie bezszelestnie otworzyłam drewniane drzwi i zerknęłam na Lavender, której widocznie śniło się coś dobrego. Uśmiechnęłam się do niej i chwyciłam książkę do eliksirów.
Zamykając drzwi i chcąc iść dalej, wpadłam na Ginny, która najwyraźniej nie była w dobrym nastroju. Jej rude włosy skierowane były chyba w każdą stronę Świata, a na sobie miała wczorajsze ubranie.
- Coś się stało? - zapytałam jej, gdy ona lekko się uśmiechnęła.
- Właśnie do ciebie szłam - popatrzyła na swoje buty, lekko się wiercąc. - okropnie się czuję.
Razem zeszłyśmy do Pokoju Wspólnego, siadając przy jednym stole obok okna. Ginny wlepiła wzrok na błonia i jej wyraz twarzy mówił, że coś ją gryzie.
- Ja już sama nie wiem co mam robić. - rzekła nagle, dalej nie odrywając wzroku od okna.
- Chodzi o naukę? Ginny jak chcesz mogę...
- Nie, Hermiono, nie chodzi o naukę. - powiedziała, lekko zirytowana, tym razem patrząc mi prosto w oczy. - Powiedz mi, co mam zrobić, żeby Harry mnie zauważył? - to pytanie mnie zszokowało. Wzrokiem obeszłam cały pokój, modląc się, że go nigdzie nie ma. Ginny nigdy nie mówiła mi, że coś do niego czuje, dlatego otworzyłam szeroko oczy i zaczęłam mówić.
- Moim zdaniem powinnaś być sobą - Otworzyłam podręcznik i bezsensownie zaczęłam wertować kartki. - I spróbuj częściej z nim rozmawiać, no wiesz. Harry w końcu to zauważy. - Po chwili zawahałam się, bo poczułam, że mój głos jest niewyobrażalnie pusty. - Jak chcesz mogę ci pomóc. No wiesz, pogadać z nim...
- Nie, nie musisz. Mógłby się domyśleć, że cię o to poprosiłam, czy coś.
- A może... Spróbuj chodzić z kimś innym. Po pewnym czasie on to zauważy i sam zagada. - Tym razem każde słowo wypowiedziałam głośno, mówiąc, jakby chodziło o mnie.
- Dziękuję Hermiono. Będę próbować. A teraz... - wstała, łapiąc się za swoją burzę rudych włosów. - Idę się przebrać, bo zaraz lecę na pierwsze zajęcia.
Pomachałam jej i wreszcie znalazłam odpowiednią stronę. Minutę później zorientowałam się, że nawet nie czytam, tylko patrzę na litery, a w głowie miałam tylko Dumbledore'a i Harry'ego.
"To początek roku, musisz się uczyć!" - powiedziałam sama do siebie i na moment odłożyłam problemy na bok.
- Cześć Hermiono. - Do stołu przysiadł się Ron, najwidoczniej czymś bardzo podekscytowany.
- Cześć. - odpowiedziałam tym razem zbyt pusto, nie odrywając wzroku od podręcznika.
- Słuchaj... Poszłabyś jutro ze mną i Harrym na trening quidditcha?
- Jasne. - Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że jestem nieuprzejma, dlatego podniosłam głowę i szeroko uśmiechnęłam się do Rudzielca, który zrobił to samo. - Chodźmy już na pierwszą lekcję, chyba nie chcesz się spóźnić w pierwszy dzień, Ronaldzie.

Przeszliśmy przez dziurę w portrecie, idąc spacerkiem, choć mi to nie odpowiadało, do lochów.
- Ciekawy jestem tego... Jak mu tam...
- Profesora Slughorna. - poprawiłam go. W tym samym czasie książka od eliksirów wypadła mi z rąk i z hukiem upadła na zimną posadzkę. Już chciałam ją podnieść, ale Ron był szybszy i mi ją podał.
Weszliśmy do sali, gdzie było już parę osób. Razem z Ronem zajęliśmy jedną z ławek  rozmawiając o jutrzejszym treningu.
Nigdy nie interesował mnie quidditch - bynajmniej byłam na każdym meczu i treningu. Wiedziałam, że to ważne dla Rona i Harry'ego, dlatego zawsze kibicowałam im z trybun.
W tym czasie do sali wpadł Harry, lekko zadyszany.
- Nie mam książki od eliksirów. - powiedział dosiadając się do nas.
- Ciebie też miło widzieć, Stary - zaśmiał się Ron.
- Nie wiem, co tutaj robię, spotkałem McGonagall, która uświadomiła mi, że żeby zostać aurorem muszę chodzić na eliksiry.
- Witam was wszystkich! Ja nazywam się Horacy Slughorn i od dziś, zamiast profesora Snape'a będę prowadził lekcję eliksirów. Mam nadzieję, że macie wszyscy podręczniki?
- W zasadzie to... - odezwał się Harry, niepewnie podnosząc rękę. - ja nie mam.
- To weź sobie z półki, tam przy oknie - pokazał palcem profesor.
Zaczął opowiadać nam o eliksirze, o którym czytałam tamtego ranka. Gdy właśnie miał opowiadać o skutkach ubocznych jego zażywania, do klasy wpadł, a raczej wszedł Malfoy.
- Spóźnij się pan, panie...
- Malfoy, profesorze. - Jego głos jak zawsze był zimny, przez co na moich rękach pojawił się lekki dreszcz. Usiadł sam przy ławce, opierając podbródek o rękę, jakby intensywnie nad czymś rozmyślał. Gdy zorientowałam się, że mu się przyglądam, wróciłam do słuchania nauczyciela.
- No więc, moi drodzy - powiedział Slughorn. - przygotowałem wam kilka eliksirów, żebyście mogli rzucić na nie okiem, tak z ciekawości, no wiecie. Pod koniec semestru powinniście już sami uwarzyć tego rodzaju magiczne eliksiry. Czy ktoś może mi powiedzieć, co to jest? - Wskazał na kociołek, który znajdował się tuż przy Malfoyu. Nim zerknęłam dokładnie na zawartość, moja ręka była już u góry.
- To veritaserum, bezbarwny, pozbawiony zapachu eliksir. Ten, kto go wypije, musi mówić prawdę.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze! A teraz ten, dobrze wszystkim znany... wymieniany ostatnio w ulotkach ministe...
- To eliksir wielosokowy, panie profesorze. - powiedziałam, czując na sobie wzrok całej klasy.
- Właśnie tak! A teraz ten... Tak, moja droga? - Slughorn wydawał się być trochę speszony, ale moja ręka dalej wisiała w powietrzu.
- To amortencja, panie profesorze. Najsilniejszy eliksir miłosny. Rozpoznać go można po perłowym połysku i o charakterystycznej parze. Jego zapach każdy odczuwa inaczej. - Lekko pochyliłam się nad kociołkiem. - Ja czuję... Zapach kurzu i starego drewna... - Głos mi się łamał, bo sama nie wiedziałam, jakie bzdury opowiadam. Przecież, kogo obchodziło, co czułam?
- Jak się nazywasz, moja droga? - zapytał profesor, widząc moje zakłopotanie.
- Hermiona Granger.
- Granger... Kojarzę to nazwisko! Jesteś krewną Dagworth-Grangera, tego, który założył Nadzwyczajne Towarzystwo...
- Nie, raczej nie, panie profesorze. Jestem z rodziny mugolskiej.
Nie wiedząc czemu, odruchowo zerknęłam na Malfoya, który schylił się do Teodora Notta, który widocznie się do niego przysiadł. Poczułam, że na moich policzkach pojawiają się czerwone rumieńce.
- Dzięki Panny Granger Gryffindor zyskuje dwadzieścia punktów!
Nagle ktoś z końca sali zapytał się o czarny kociołek, który stał na biurku profesora. Doskonale wiedziałam jego działanie, dlatego rękę trzymałam w gotowości.
- To Felix Felicis. Domyślam się, że panna Granger wie...
- To płynne szczęście. Sprawia, że ma się szczęście!
- Doskonale! Jestem pod wrażeniem. Dziesięć punktów dla Gryffindoru. Taka jedna fiolka, wystarcza na dwanaście godzin szczęścia. Niestety Felix Felicis jest substancją zakazaną we wszystkich zawodnictwach... Egzaminy, zawody sportowe, czy wybory. Żeby zdobyć tą cudowną nagrodę - Chwycił fiolkę dwoma palcami, z uwagą się jej przyglądając - musicie otworzyć podręcznik na stronie dziesiątej i uwarzyć Wywar Żywej Śmierci. Macie godzinę!
Otworzyłam podręcznik, dokładnie czytając każdą instrukcję. Po dziesięciu minutach zawartość mojego kociołka nie zgadzała się z podręcznikiem, dlatego jednym ruchem różdżki usunęłam substancję i zaczęłam ponownie. Co jakiś czas zerkałam na Rona i Harry'ego - ten pierwszy jak zwykle był czerwony po uszy, bo jego eliksir bardziej przypominał sok dyniowy, a na twarzy tego drugiego dostrzegłam jakąś satysfakcję, jaką nigdy w życiu u niego nie widziałam.
Po czterdziestu pięciu minutach, gdy poczułam duszność, robiąc eliksir piąty raz, zerknęłam do kociołka Harry'ego - jego eliksir miał kolor bladoróżowy, a mój wtedy przybrał kolor ciemnego fioletu.
- Jak ty to zrobiłeś? - zapytałam, czując, że przybieram kolor mojego wywaru.
- Musisz raz zamieszać w kierunku wskazówek zegara...
- Ale w podręczniku jest napisane, że w przeciwnym!
On tylko wzruszył ramionami i zaczął mieszać.
Zostało tylko pięć minut... Tylko pięć minut....
- Czas minął! Przerwijcie mieszanie.
Przechadzał się, wykrzywiając twarz, oglądając zawartość kociołków. Gdy dotarł do mojego, lekko się zastanowił i krótko kiwnął głową. Zatrzymał się przy Harrym i wręcz wykrzyknął:
- Zwycięzca! Tak, tak, zwycięzca! - Otóż on wygrał, a ja nie mogłam uwierzyć, dlaczego mi się nie udało.
Wręczył mu Felix Felicis, a chłopak nie mógł ukryć swojego zdumienia wymieszanego z zadowoleniem.
- Ktoś tu chyba jest lepszy niż ty - szepnął do mnie Ron, przez co kopnęłam go lekko w nogę.

- To chyba nie był twój własny eliksir, prawda Harry? - syknęłam do niego, gdy wychodziliśmy z lochu.
- Miał po prostu inną instrukcję - powiedział Ron, jakby w ogóle się tym nie przejmował.
- Mogę zobaczyć tą książkę? - stanęłam naprzeciw Harry'ego z ręką wyciągniętą, jakbym natychmiast jej oczekiwała. - to nie jest w porządku, że są tam instrukcje różniące się od innych.
- Ale nie ma potrzeby... - powiedział, ale właśnie wyrwałam mu książkę z ręki. - Specialis revelio! - książka była dalej ta sama.
- Już? - warknął czarnowłosy, rzucając mi nieprzyjemne spojrzenie.
- To... no wiesz... - poczułam zakłopotanie. - chyba wszystko... to normalny podręcznik.
Wziął ode mnie książkę i otworzył na pierwszej stronie i zrobił zaciekawioną minę.
- Co? - zapytałam, ale on dalej patrzył na pierwszą stronę. Stanęłam po jego prawej stronie i półszeptem przeczytałam zdanie, napisane pochyłym pismem.
Ta książka jest własnością Księcia Półkrwi.
- Książę Półkrwi? - odezwał się Ron, tym razem z zaciekawioną miną, identyczną do naszych. - niezły ktoś sobie pseudonim wybrał.
- To nie jest śmieszne Ronaldzie - warknęłam - ktoś w tym podręczniku zapisał instrukcje, które RÓŻNIĄ SIĘ od innych, rozumiesz? To nie jest normalne. Powinniśmy dowiedzieć się o nim więcej. Pójdę dziś...
-...do biblioteki - dodali chłopcy, pokazując swoje rozbawienie, więc sama zmusiłam się do delikatnego uśmiechu.

Resztę dnia spędziliśmy na dość przyjemnych zajęciach - na lekcji transmutacji u profesor zdobyłam dwadzieścia punktów, zaś na runach jako jedyna z nielicznych rozwiązałam hasła.
Siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym, a za oknem Słońce powoli zachodziło. Gdy pisałam wypracowanie z numerologii, w pewnym momencie prawie podskoczyłam.
- Hermiono, wszystko w porządku? - zapytał zatroskany Ron, któremu zrobił się kleks na pergaminie.
- Tak, wszystko okej, po prostu... Pomyliłam się - skłamałam. Lada chwila miałam zjawić się u Dumbledore'a.
- Patrzcie - powiedział Harry, trzymając w dłoni Mapę Huncwotów. Palcem pokazał ruszające się nazwisko Dracona Malfoya. - co on robi o tej godzinie na siódmym piętrze?
- Może zastępuje Filcha - zaśmiał się Ron, odrywając wzrok od nazwiska i patrząc gdzie indziej. - Patrzcie, Dumbledore w swoim gabinecie chodzi w kółko... Czy tacy jak on w ogóle śpią? - Zrobiło mi się gorąco.
- Słuchajcie chłopaki, muszę iść do... Luny - zawahałam się, wstając z kanapy.
- O tej godzinie? - zapytał się Ron, patrząc na mnie jak na ducha.
- Emm... Harry, pożyczyłbyś mi pelerynę niewidkę? - odezwałam się, jakby w ogóle nie słysząc pytania.
- Tak, jest w torbie - mruknął, patrząc dalej na mapę.
- Dziękuję.
I wyszłam.
Czułam, że każda komórka mojego ciała krzyczy "Wróć! Harry zobaczy cię na mapie!" - ale właśnie w tym tkwił problem, bo na śmierć zapomniałam, czy widać mnie na mapie.
Na wszelki wypadek rzuciłam na siebie zaklęcie, które wymazuje z map, ale nie wiedziałam, czy działa na Mapie Huncwotów.
Dotarłam do wejścia do gabinetu Dumbledore'a, zdjęłam pelerynę i szepnęłam Musy-Świntusy.
Wspięłam się po okrągłych schodach, czując na sobie wzrok, tak, jakby patrzył na mnie Harry.
- Och, panna Granger! - Z rozłożonymi rękami powitał mnie i wskazał fotel, w którym siedziałam minionego wieczoru.
- Dobry wieczór, panie profesorze.
- A więc jak tam u Harry'ego? - zapytał, zerkając na mnie spod okularów-połówek.
- Otóż, dziś na eliksirach...
- U pana Slughorna? Jak tam się sprawuje Horacy?
- Bardzo dobrze. Zadał nam do uwarzenia Wywar Żywej Śmierci. Ten, kto go uwarzył, dostał Felix Felicis.
Harry'emu się udało, bo dostał od profesora używaną książkę, gdzie były dopiski... - Po momencie urwałam, bo doszłam do wniosku, że nie powinnam tego mówić. A on widocznie to zauważył.
- To, co tu mówisz, zostaje tylko i wyłącznie w moim umyśle - powiedział, powoli wstając ze swojego krzesła.
- No i... - kontynuowałam - dostał to Płynne Szczęście. Następnie nic się nie działo, wszystko było tak jak dawniej. Jedynie tego wieczoru, dosłownie przed chwilą, zaintrygował go Draco Malfoy, który przechadzał się po siódmym piętrze.
- Zobaczył to na Mapie Huncwotów, hem? - zapytał, podchodząc do szklanej misy, która stała w rogu gabinetu.
- Tak, panie profesorze.
- No to chyba dziś to tyle - przyłożył swoją różdżkę do skroni i powoli ją oddalił, a za nią popędził jakby biały sznurek. Zaczął opadać lekko jak piórko i zanurzył się w kryształowym naczyniu. - Dziękuję bardzo, panno Granger. Do zobaczenia jutro.
Bardzo chciałam zapytać się, co to takiego, to kryształowe naczynie. Być może kiedyś o nim słyszałam, ale w życiu nie widziałam tego na żywo. Pożegnałam się z dyrektorem i zarzuciłam na siebie pelerynę, szybkim krokiem pokonując korytarze. Chyba pierwszy raz w życiu czułam takie wyrzuty sumienia - okłamywałam mojego najlepszego przyjaciela.
"To tylko i wyłącznie dla jego dobra" - obijało mi się o głowę, gdy przeszłam przez dziurę w portrecie. Chłopcy dalej siedzieli przy kominku, w niemal tych samych pozycjach.
- Hermiono, wiesz, że w sobotę jest wypad do Hogsmeade?
- Dopiero teraz się dowiedziałeś? - zapytałam, rozkładając się na kanapie. Prefekci zazwyczaj wiedzieli o tym pierwsi.
- Harry mi powiedział. - rzekł, a ja, żeby już go nie upominać, uśmiechnęłam się pod nosem.

1 komentarz:

  1. Szkoda, że następny rozdział dopiero 13 sierpnia, ale warto czekać ^^

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz!